Błogosławieni ci, którzy nie spodziewają się niczego, albowiem nigdy nie będą rozczarowani.

Przeczytałem przed chwilą informację o tym, że młody Jakub Kosecki podpisał kontrakt z Legią i pomyślałem sobie, że będzie miał tu mniej więcej jak brat Leszka Pisza na początku lat dziewięćdziesiątych. Albo – lepsze porównanie – jak syn Michaela Jordana. Poziom w miarę, w miarę, ale ciężar nazwiska przytłacza zbyt mocno, żeby ktoś brał ich na serio. A przynajmniej jeśli nie będą geniuszami, ale mały Kosa (mała Kosa? 🙂 ma już 18 lat i jeśli byłby wielkim talentem, pewnie już by grał w seniorach z Rybusem i Borysiukiem gry 18+.

Oczywiście życzę mu jak najlepiej i zgadzam się z kolegą, że wychowanie musiał odebrać najlepsze. Ale najlepiej by było, żeby przez najbliższe dwa lata Fakt, Przegląd Sportowy i Maciej Weber trzymali się od niego z dala. Małolat i tak ma wystarczająco ciężko, żeby jeszcze czytać o sobie w sieci i w gazetach.

Ups, nie pomogłem mu więc tym wpisem.