Dawno nie miałem takiego przestoju w pisanu, ale – bądźmy szczerzy – o czym miałem pisać? O kontuzji Rado? O tym, że ktoś znów powiedział, że kryzys już się skończył? O kolarzach? O koszu? Niestety, ostatni tydzień-dwa stał na Legii znakiem takiej nudy, że współczuję LegiaLive -jakoś musieli przecież produkować te plus minus dziesięć newsów dziennie.

Ja nie muszę. Dlatego o dzisiejszym meczu z Arką napiszę dopiero, jak się skończy, a teraz wyrażę swoją radość z takiego oto faktu: w tym roku na kortach Legii odbędzie się turniej z cyklu WTA Tour:

“W turnieju, który rozpocznie się 18 maja, na tydzień przed wielkoszlemowym Roland Garros, wezmą udział czołowe zawodowe tenisistki, a pula nagród ma wynieść 600 tysięcy dolarów. Organizatorzy turnieju w porozumieniu z władzami stolicy postanowili zawody przeprowadzić na wyremontowanych niedawno kortach Legii”.

Pytanie pomocnicze: czy jestem fanem tenisa? Nie, oprócz tego, że oglądam skróty w programach sportowych. Czy byłem kiedyś na meczu tenisowym? Nie. Czy poznaję choć połowę zawodniczek, jakie będą na Legii grały? Nie. Ab-so-lut-nie. To dlaczego chcę pójść na ten turniej?

Bo rozgrywa się na wyremontowanych, legendarnych kortach Legii. Ile razu za Waszego życia na Legii coś WYREMONTOWANO? Nigdy. Odnowiono, przywrócono do życia? Nigdy. Ile razy owiane nimbem wielkości korty przy Myśliwieckiej (Tyrmand, te sprawy) były pomijane przy wybieraniu lokalizacji turniejów mimo, że architektonicznie wcale nie są pewnie przestarzałe? No właśnie. Wiele razy historie erotyczne.

Dlatego mimo, że na tenisie się nie znam, będę się cieszył, że jest coś, co nazywa się Legia (pal licho, do kogo należy, sam nawet już się nie orientuję), a co nie niszczeje i rozpada się na kawałki, a wręcz przeciwnie: zaczyna żyć drugim życiem. Lekarzu, przeszczep udany!