Wellington i Te Papa tu się nie nudzisz

0
871
Rate this post

Przeżyłam poprzednią noc 🙂 Do końca nie wiedziałm czego się spodziewać w domku jak z horroru, ale wszystko skończyło się dobrze. Poprzedni dzień cały był … no cóż dziwny. Najfajniejsze było ekstremalne nawożenie pastwisk w Dannevirke, no i poznanie świetnego człowieka – Johna. Do rany przyłóż. Rano każde podążyło w swoją stronę, ja musiałam szybko jechać na Południe, do Wellington, na prom.

Po Johnie był czerwony jak rak – farmer David. Po Davidzie był kowal, a potem dwie maoryskie kobiety, które otwarły mi oczy na trochę inną Nową Zelandię. Obie panie pracowały w fundacji na rzecz kobiet potrzebujacych pomocy. Jak się okazało NZ ma duży problem z przemocą w rodzinie, głównie w rodzinach maoryskich. Spowodowane to jest, chyba jak wszędzie, biedą i alkoholem. Jasne jest, że nie wszyscy Maorysi są biedni, agresywni i bezrobotni. Większość Maorysów, których poznałam to dokładne przeciwieństwo: mili, otwarci, wykształceni i naprawdę utalentowani ludzie. Obie panie, które mnie podwoziły, miały dramat już za sobą, uciekły od mężów i próbują pomóc innym. Problem polega na tym, że ze względu na to, że Nowa Zelandia jest tak mała dla bezpieczeństwa kobiet często wysyła się je do Australii, gdzie muszą rozpocząć nowe życie, z nową tożsamością. Kobiety były miłe i otwarcie mówiły o wszystkim, ale na koniec zmieniły temat na Władcę Pierścieni. Chywa wolały bym przywiozła do Polski sielski obraz NZ.

Stałam na poboczu. Przejechał srebrny samochód z dziewczyną za kierownicą. Cóż nie ten samochód to inny… Mój wzrok podążył za samochodem, przejechał pareset metrów i nagle zawrócił. Tish – dziewczyna ze srebrnego samochodu „… przemyślała sobie sprawę…” Gdy tylko drzwi się otwarły wysypała się góra śmieci. Zobaczyłam tylko uśmiech na twarzy Tish, usłyszałam krótkie „czekaj”, przerzuciła resztę śmieci z siedzenia pasażera do tyłu i już mogłyśmy jechać w kierunku Wellington.

Miło nam się gadało. Tish była na etapie szukania idealnego zajęcia i opiekowała się zwierzętami.

Dostałam namiary na mamę Tish, jakbym potrzebowała noclegu to chętnie mnie przyjmą. Na tę noc nie potrzebowałam niczego, bo już zabukowałam sobie hostel, ale po powrocie na Północną Wyspę czemu nie? 🙂

Dotarłam do stolicy Nowej Zelandii. Zostawiłam graty w hostelowym pokoju, ogarnęłam się i poszłam na zwiedzanie.

Cóż mogę powiedzieć o Wellington? Urzeka mozaiką stylów architektonicznych. Koło nowoczesnego wierzowca stoi mały, stary domek. Chyba najlepsze jest to, że cale centrum można bez problemów zdeptać. Wszytsko wydaje się blisko.

Po pierwszym kontakcie ze stolicą kraju Kiwi wróciłam do hostelu i tam przy przyrządzaniu posiłku poznałam Sahrę. Mówiłam już, że najłatwiej ludzi poznaje się w kuchni? 🙂

Postanowiłyśmy razem odwiedzić muzeum. Taaa, wiem, muzeum?

Chyba pierwszy raz byłam w muzeum, w którym było tyle do zobaczenia, do zrobienia… tyle dobrego, że aż za dużo.

Te Papa Museum ma pięć pięter. Jest przyroda i wielkie szkielety wielorybów zwisające z sufitu, dookoła wielkie paprocie i odgłosy ptaków. Są pokazane zjawiska ekstremalne jak wybuchy wulkanów, domek, do którego się wchodzi i parę sekund później zaczyna się trzęsienie ziemi. Jest pokój ze szkodnikami. Otwiera się drzwiczki, szuflady.. a tam wyskakują oposy, pająki, szczury… Jest też całe piętro poświęcone historii współczesnej, z walką kobiet o prawo wyborcze, walką przeciwko homofobii, z apartheidem w Połódniowej Afryce. Kolejne piętro w całości jest poświęcone Morysom. Jest nawet oryginalny dom spotkań – marae. I na koniec jest piętro ze sztuką.

Pięć pięter, godziny zwiedzania, kompletne zmęczenie, ale i zadowolenie. Bo w muzeum można się dobrze bawić. Wstarczy ludziom wiedzę odpowiednio opakować i usunąć ze ścian napis „nie dotykać”. W Te Papa jest fajnie i można sobie podotykać 🙂

Po powrocie z muzeum wróciłyśmy wykończone do hostelu i zaległyśmy na kanapach. Gadałyśmy do późna. Sahra – dziewczyna z USA, 35 lat, nauczycielka angielskiego, robi sobie dłuuugą przerwę na podróżowanie (blog Sahry).

Rozmawiając w hostelach, na kempingach, na szlakach zwykle jest tak samo. Skąd jesteś? Na jak długo przyjechałeś? Gdzie byłeś? Gdzie zdążasz? Jeśli jest czas, to rozmowy schodza na tematy egzystencjalne. Wszyscy cieszą się, że ich olśniło całkiem niedawno, zasługa podróży, że ludzie są dobrzy, pomocni, uczynni. Świat nie jest tak niebezpieczny jak pokazują w tv, jest pełen piękna. W życiu nie trzeba wszystkich dóbr jakie wciskają ci w reklamach. Odpowiedzią na pustkę nie jest konsumpcjonizm, ale minimalizm. Tak naprawdę to czego potrzebujesz znajduje się w twoim plecaku, reszta jest zbędnym balastem, który utrudnia cieszenie się światem. Osoba naprzeciwko ciebie jest tak samo zagubiona jak ty. Ma lat 18 i jest po szkole średniej. Ma lat 23 i jest po studiach. Ma lat 35 i ma na koncie parę miejsc pracy, związków i rozczarowań.

W całym „zagubieniu” jedno jest pewne: jutro rano mam prom.

Ahoj przygodo!!! Wyspo Północna nadchodzę!!! 😛