Wanaka, drwal… i góry na wyłączność.

0
1547
Rate this post

Plan był taki: zjeść coś innego niż muesli, porządnie się wykąpać, wyspać i z rana (raczej późnego 🙂 ) ruszyć dalej na południe, do Queenstown.

Rano prawie cały plan był wykonany. Byłam czysta, wyspana, i już byłam spakowana, namiot w plecaku, gdy dostałam telefon od Davie’ego, gdzie jestem, co dziś robię, bo jedzie w fajne miejsce ciupać jakieś dziwnie-brzmiące-drzewo.

Cóż więc było robić? Namiot z powrotem na glebę, zapłaciłam za kolejną noc. Ruszyłam na spotkanie z drwalem 🙂

Pojechaliśmy na drugi koniec Lake Wanaka, na farmę Mt Burke Station. Ciężarówka telepała się to w jedną to w drugą stronę. Tyle, że po jednej stronie była przepaść… Było wesoło, czesem udeżyłam głową w dach, a czasem twarzą o szybę 🙂

Po przejechaniu paru wzniesień, paru pastwisk w końcu znaleźliśmy się na miejscu rąbania drzewa. Davie został ze swoimi zabawkami, a ja wzięłam swoje i poszłam bawić się w zdobywcę w górach. Do zdobycia mialam Mt Burke. Tyle, że pogoda nie była za wesoła. Gdy tylko znalazłam się w połowie wysokości zaczęło wiać, lać i zrobiło się szaro buro… ale nie ponuro, wręcz przeciwnie ta pogoda przyprawiła mi uśmiech do twarzy 🙂 Trzeba było jedynie stanąć w odpowienim miejscu, by położyć się na wietrze jak Michael Jackson 🙂 marzenia się spełniają 😛

Ze szczytu rozciągał się widok na Lake Wanaka z intrygującą Mau Wahu Island, Lake Hawea i tę magiczną drogę, która przywiodła mnie z bezzasięgowego Haast do Wanaka 🙂

Po zdobyciu kolejnejnej nowozelandzkiej góry, w podzięce za udostępnienie mi owej góry, przerzuciłam parę kubików kanuki (to te dziwnie-brzmiące drzewo).

A w nocy przeżyłam swoje pierwsze trzęsienie ziemi 🙂 Dlaczego dodałam ten uśmiech? Bo to przyjemne było. Wyobraźcie sobie, że leżycie na materacu, na otwartym morzu i kołysze was fala. Moje pierwsze trzęsienie ziemi przypominało delikatną falę. Fala figlarnie przeszła pod moim namiotem. Jedna fala, druga fala… 🙂