Mt Cook to jedno z tych miejsc, do których chcę (muszę!) wrócić. Nie chodzi o to, że to najwyższa góra Nowej Zelandii (i, że Edmund Hillary przygotowywał się tam do wyprawy na Mt Everest). Bo najwyższe nie zawsze są najładniejsze. Po prostu coś jest w tym miejscu. Jakieś niepowtarzalne piękno i urok.
Lindis Pass. Z Wanaka do Mt Cook
Spędziłam w Wanaka prawie tydzień, co po tygodniach spędzonych w drodze, ciągle zmianiając miejsce, wydawało się wiecznością. Po paru dniach zaczęłam znów czuć ów zew drogi. Znów byłam głodna nowych doświadczeń, nowych ludzi, nowych przygód.
Coraz bliżej…
Mieliśmy wyjechać z samego rana… nie udało się. W południe… nie udało się. Dopiero popołudniu udało nam się zorganizować. A droga daleka, kręta i górzysta.
Lake Pukaki
I już byliśmy dobrą godzinę w drodze… i przypomniało się Polce, że zapomniało jej się butów górskich, a tak się składało, że w góry jedzie. … szalona głowa 😛 Tak to się dzieje, gdy człowiek osiada w miejscu i całe zorganizowanie, rutynę pakowania szlag trafia. A może dlatego, że odwykła od butów górskich na rzecz butów drwala 😛
Powoli krajobraz się wypiętrza
A czas goni nieubłaganie! Jutro muszę być na lotnisku w Christchurch, bo lecę spowrotem na Wyspę Północną. Mając tak ograniczony czas chcę zobaczyć ilę mogę i nafotografować się ile mogę. Trochę byłam zestresowana, że przyjedziemy już w nocy i nic nie zobaczymy.
Gdy piszę „my” mam na myśli mnie i drwala. Bo mój „kontrakt” zawierał: rąbanie drzewa, robienie zdjęć, ubaw po pachy i wycieczkę krajoznawczą 🙂
Warto wiedzieć, że lokalne loty w Nowej Zelandii są w naprawdę przystępnych cenach. Bilet z Christchurch do Wellington kosztował mniej niż prom między wyspami. A jaka oszczędność czasu!
Jego wysokość Mt Cook
W sumie nawet dobrze wyszło z tymi butami, mogłabym to nawet nazwać „perfect timing”. Utrafiłam z pogodą i światłem idealnie! 🙂 Ledwo zaczęliśmy się zbliżać do Mt Cook a słońce, chmury, góry i Lake Pukaki zaczęły swój spektakl 🙂
Tasman Glacier
Szybko jeszcze podskoczyliśmy z drwalem pod Tasman Glacier, zobaczyć skalny amfiteatr z lodowcem w roli głównej.
Zachód słońca nad Mt Cook
Rozbiliśmy się pod Mt Cook na kempingu DOC (15$ od głowy), w toaletami i zimną wodą w kranie. Ale co tam zimna woda, gdy dookoła są góry, a nade mną miliony, miliardy gwiazd. I wszystkie one świecą tej nocy dla mnie… bo jako jedyna buszuję w środku nocy z aparatem 🙂
Mój osobisty hotel
Droga Mleczna nad Nową Zelandią
Rano znów miałam szczęście. Wschód słońca nad Mt Sefton… Trwało to krótko i mało kto widział 🙂 Ale kto rano wstaje…
Wschód słońca. Mt Sefton
Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego pożegnania z Wyspą Południową niż to, co dostałam pod Mt Cook. Zachód słońca, wschód słońca i te rozgwieżdżone niebo… 🙂