Auckland, czy to wciąż Nowa Zelandia?

0
3880
Rate this post

Ilekroć przybywam do Auckland coś mi w tym mieście nie pasuje. A może po prostu uprzedzona jestem? Auckland to takie nie-nowozelandzkie-miejsce. Zresztą nie ja jedna mam taką opinię. Zdaniem przeważającej większości Kiwi (tych spoza) – Auckland nie jest częścią Nowej Zelandii i kropka. Taka strefa eksterytorialna : ) Największe miasto Nowej Zelandii, z prawie 1,5 milionem mieszkańców (32% populacji kraju). Cały ten ruch, ta ilość ludzi… przeraża i przytłacza. Zero dzikiej natury, wulkanów, gór, fiordów, buszu, zero sielskości i tego władcowo-pierścieniowego-czegoś. Pobudka ze snu jest gwałtowna i traumatyczna. Zawsze trochę sobie wzdycham, że nowozelandzka przygoda nie powinna ani się zaczynać, ani kończyć w takim miejscu.

Miasto jak miasto, nie wyróżnia się niczym nadzwyczajnym. Opis centrum można by uprościć do dwóch ulic ze sklepami i do nabrzeża. Przedmieścia ciągnące się kilometrami. Do tego lotnisko oddalone o pół godziny jazdy samochodem i prawdziwa wielopasmowa autostrada.

Niektórzy pewnie się żachną: „…wielopasmowa autostrada, wielkie rzeczy…” A no wielkie, bo w Nowej Zelandii to nie jest oczywista. Na mapie pisze State Highway, a w rzeczywistości mamy do czynienia ze zwykłą drogą z jednym pasem w każdą stronę. Proszę tu nie wyczuwać żadnej ironii. Jak bym śmiała prześmiewać coś, co ułatwia życie autostopowiczowi. Ja wręcz czuję wdzięczność, że sieć drogowa nie jest tak skomplikowana, jak w Europie, nie ma zagmatwanych węzłów, 3 pasów, barierek, pasów zieleni i zakazu łapania stopa. O łapaniu autostopu w Nowej Zelandii pisałam tutaj.

Podróż moich rodziców na kraniec świata skończła się w Auckland. Przyjechali na miesiąc. Miesiąc, który przez trasę, jaką wybraliśmy, był naprawdę intensywny, czasami ekstremalny. Były dni, gdy tyłek zlewał się z siedzeniem w vanie. Godziny spędzone w drodze. Na szczęście po drodze ból rekompensowały widoki. Jaki ten kraj ma widoki…!!! W miesiąc przejechaliśmy 4250 km. Niestety nie starczyło czasu na wiele cudownych miejsc. Zawsze jest następny raz.

Pokazałam rodzicom Nową Zelandię. Podobało się. Po miesiącu włóczenia się odstawiłam ich na lotnisko całych i zdrowych. Na pożegnanie zapowiedzieli się z następną wizytą. Szczęśliwie dolecieli do Polski. Ufff. ZADANIE WYKONANE

Czas wracać do siebie, w swoje góry, nad swoje jezioro, do Wanaka