Są takie miejsca, które podczas mojej pierwszej podróży, absolutnie porwały moje serce. A Matukituki Valley jest w moim nowozelandzkim TOP 10.
Może to był tylko odpowiedni dzień, pogoda, nastrój…? Może stąd brał się strach, że powrót będzie rozczarowujący, że ten czar pryśnie…? To tak jak z książką. Każda książka jest na odpowiedni okres w życiu, po czasie jakoś już tak nie rezonuje… albo wręcz przeciwnie…
Matukituki Valley leży niecałą godzinę od Wanaka, w Mt Aspiring National Park. Tak blisko… a jeszcze tam nie wróciłam… a jeśli się rozczaruję…? A jeśli? A może? Tyle niepotrzebnej filozofii…
Było już południe, jakoś tak coś mi się nudziło w domu… A niech tam! Szybki wypad do Matuki dobrze mi zrobi, a przy okazji rozchodzę nowe buty górskie.
Lodowiec Rob Roy Glacier z daleka
Na marginesie, jeśli szykujecie się z zakupem butów górskich, nie odkładajcie tego do przyjazdu do Nowej Zelandii. Buty górskie generalnie są drogie, ale tutaj jak przychodzi do płacenia przy kasie łzy cisną się do oczu, a serce przyspiesza, ocierając się o zawał. Buty górskie w NZ to wydatek rzędu 400-700 $. To już lepiej zapłacić w złotówkach.
Buty były drogie, więc same będą szły… 🙂
Wrzuciłam do plecaka batonika, kurtkę przeciwdeszczową i już mnie nie było. Do pokonania była długa szutrowa droga, która od czasu do czasu przekraczała strumienie, które po zeszłonocnej ulewie trochę wezbrały. Na tyle “trochę”, że część turystów w samochodach z wypożyczalni zrezygnowało. Mnie wzywały góry, więc nie było odwrotu 🙂
Jak tylko zaparkowałam samochód uderzyła mnie jedna myśl: “Ty głupia! I czegoś się bała? Rozejrzyj się! MAGIA! Jest magia!”.
Na tym szlaku nóg nie umoczę
Krowy na wypasie
Po skarceniu samej siebie uderzyłam pędem na szlak. Minęłam most na lodowiec Rob Roy Glacier. W zasadzie jego cząstka mignąła mi przed oczami, a potem już były same góry przed, za i wszędzie dookoła. Z lodowatą Matukituki River u boku wesoło szłam do Aspiring Hut.
Nie powiem, trochę ich napastowałam 🙂
Małe owieczki 🙂
Owca, która miała zły dzień
Jak dobrze, że jest wiosna, bo wokół nie tylko pasą się owce… ale małe jagniątka 🙂 Więc ganiałam z aparatem za barankami jak oszołom… a one wołały mamę i uciekaly w podskokach. Dobrze, że ich mama też się bała, bo inaczej skopała by mi tyłek 🙂 Co do tego nie mam wątpliwości.
Podążaj za pomarańczowymi znacznikami
Po paru godzinach dotarłam do chatki Aspiting Hut, jedynego schroniska w dolinie. Pozostałe chatki są wysoko w górach. Na powitanie wyszedł strażnik. Wesoło się z nim gawędziło… ale wokół zaczęły szaleć wygłodniałe sandflies (meszki?).
Jeszcze tylko chwila… Aspiring Hut na horyzoncie
Zanosiło się na zmianę pogody, więc trzeba było szybko się ewakuować. Odwrót przypadał na ten sam szlak, którym przyszłam… bo innej drogi nie ma 🙂
Co chwila odwracałam głowę za siebie i kalkulowałam kiedy mnie dosięgną szpony ulewy. Parę kropli mi się dostało… ale jeszcze tylko parę kroków i będzie parking. HA! Udało się! 🙂
Jak tylko zatrzasnęłam za sobą drzwi samochodu się zaczęło. … no i po co ja tę kurtkę przeciwdeszczową brałam? W sumie by się obyło 🙂
Nie znam nazwy tego szczytu, ale jest olśniewający
Trekking w Matukituki Valley był piękny, dokładnie taki jak za pierwszym razem. Magia miejsca pozostała 🙂
Ulewa, której uniknęłam 🙂
PS. Buty też się spisały… przecież nie było innej opcji 🙂