Skończylimy Copland Track. Meszki (ang. sandfly) nie pozwoliły nam się nawet odetchnąć po zakończenieniu szlaku. Odjechaliśmy z piskiem opon.
Jedziemy niżej, niżej, wciąż na południe. Deszcz zdeterminował nasz kolejny nocleg. Oj, człowiek walczy ze sobą ilektoć leje, wieje i trzeba rozbijać namiot. Słaba silna wola 🙂 Wybieramy hostel. Różnica w cenie między kempingiem a backpackers to 7$. Czuję, że warto zapłacić dziś za odrobinę luksusu… zaciskać pasa będę później.
Aaa, bo nie powiedziałm jeszcze gdzie jesteśmy. Przygnało nas do Haast. Jako, że lało to wiele nie widzieliśmy, jedno co mi utkwiło to fakt, że Haast jest małe, ma średniozaopatrzony sklep i nie ma zasięgu. Zasięgu nie ma na dwie godziny przed Haast, w samej mieścinie i dwie godziny po Haast. Gdy zapytałam właściciela backpackers, czy mu nie brakuje zasięgu? Dostałam odpowiedź: „Nie może mi brakować czegoś, czego nigdy nie miałem”. Ot i zwalająca z nóg logika 🙂
Pomimo tego, że sklep był nie do końca wyposażony byliśmy w stanie znaleźć produkty na kolejną szakszukę. Obawiam się, że zaczynam się uzależniać. Nie wiem czy naukowcy zdiagnozowali już uzależnienie od szakszuki… 🙂
Zaszaleliśmy z gorącym prysznicem, z jedzeniem i czystą pościelą 🙂
Opuściliśmy strefę braku zasięgu i udaliśmy się w kierunku Wanaka. Jaka ta droga przez Haast Pass była piękna i malownicza. Droga wiła się między jeziorami Hawea i Wanaka. Jeziora i góry… Co chwila podskakiwałam i brałam aparat do ręki.
Tak w końcu dotarłam do Wanaka. Słyszałam o tym miejscu trochę od paru osób. Myślałam, że trochę przesadzają. Ale cholera, mieli rację 🙂 Wanaka to szczególne miejsce, czuć tu energię.
Ludzie dzielą się na dwie grupy: jedni uwielbiają Queenstown, bo tam ciągle coś się dzieje, można poimprezować, tłumy turystów przewalają się przez to miasto. Druga grupa nie lubi Queenstown, właśnie dlatego, że jest zatłoczone, trochę za głośne. Ci ludzie wybierają Wanaka, które jest cichszą wersją Queenstown.
Powoli szala będzie się przechylała na jedną stronę. Najlepiej przyznać od razu: Wanaka mnie uwiodła 🙂 Miasteczko otoczone górami, z olbrzymim jeziorem w samym centrum. Wspomniałam już o energii? 🙂
Z noclegami w Wanaka nie ma problemu. Jest parę kempingów do wyboru w samym miasteczku. Różnic w cenie praktycznie nie ma, można grymasić. Jeśli komuś zależy na tańszym noclegu może wybrać kemping DOC za 10$. Ale jest bez prysznica i wszelkich udogodnień. Leży także nie w samym Wanaka, ale około 10km, w Albert Town. Inną, jeszcze tańszą opcją jest kemping w Luggate. 5$ za noc, jest prysznic, jest też daleko do miasteczka.
Zacumowaliśmy w centrum. Ruszyliśmy w miasto. Jako, że popadywało wybraliśmy się do kina. Sama bym chyba nie wybrała kina, będąc na wakacjach, ale krążyły plotki, że to kino jest „inne”. Kino Paradiso istotnie jest trochę inne. Malutkie kino z atmosferą. Siedzi się na kanapach, pufach, fotelach. A w połowie seansu nagle czuje słodki zapach ciasteczek, by po chwili zapaliły się światła. Przerwa z połowie filmu! Przerwa na wino i ciasteczka. Dość specyficzne 🙂 Szczególnie, że film o niewolnictwie, który wybraliśmy, trochę nie pasował do słodkich ciasteczek. Ale każdy inny film pewnie się sprawdza w tym anturażu 🙂
Po kinie ruszyliśmy do pubu. Oj, cena piwa w pubie bije po kieszeni. 8-10$ za szklankę piwa, trochę boli. Warto jednak się skusić, bo nowozelandczycy mają mnustwo małych browarów, lubią eksperymentować ze smakami. Co mnie mile zaskoczyło, bo spodziewałam się ochydnego Guinnessa, a dostałam coś smacznego 🙂 Cena wymusza delektowanie się.
Tak, ale dość już wielkomiejskich rozrywek, a raczej małomiasteczkowych. CZAS NA GÓRY, GÓR CZAS. W Wanaka jest co robić, bo góry są dookoła. Jest jeden szlak, który trzeba „zaliczyć”. Szlak pnie się zygzakami po drodze dla farmerów, między wysokimi, złotymi trawami, osiaga 1578m (1300m w pionie do zeptania). Na szczycie Roys Peak przychodzi odpowiedź, dlaczego akurat ten szlak. Panorama absolutnie obezwładniająca. Widok na jezioro Wanaka, które wygląda niczym fiord. Widok na miasteczko, sąsiedni Mt Aspiring National Park z Matukituki Valley, resztę szczytów Alp Południowych, Pisa Range i odrobinę Lake Hawea.