Nie wiem, może jestem przeczulony, ale od zawsze jestem przeciwny temu, żeby politycy – z lewa, z prawa, ze środka – wypowiadali się na tematy Legii i jej kibiców. Czyli, między innymi, mnie. Generalna zasada jest bowiem taka, że kiedy jest jakiś skandal, to broni nas wyłącznie opozycja, a kiedy opozycja dochodzi do władzy, zaczyna nas traktować jak kryminalistów. I bronić nas zaczyna dawna władza, aktualna opozycja.
Dostaję wtedy kurwicy. Szlag mnie trafia, bo wszyscy mają Legię jednakowo głęboko w dupie i jest im tylko potrzebna jako amunicja do kolejnego strzału w swoich wrogów. Jedna-dwie konferencje prasowe i przechodzą do kolejnego tematu, a nasz klub zostaje z tyłu, lekko zużyty. Dziwne zresztą, że posłowie (aktualnie: posłowie PiS-u) nie są tacy do przodu, kiedy trzeba napisać dobrą i zgodną z europejskim prawem ustawę o bezpieczeństwie imprez masowych i nie zapraszają kibiców na konsultacje, kiedy gotują ustawy dotyczące ich samych.
Dodatkowo jest też inna sprawa: kiedy komuch leci w telewizji/zasiada w radzie nadzorczej Polonii, to jest be, ale jeśli chce wytrzeć sobie gębę Legią, to już staje się w porządku? Wtedy można się z nim spotykać? Jest mniej czerwony? To samo z PiS-em: czy ktokolwiek wierzy, że nagle zapałali miłością do piłki nożnej? Nie. Chcą zrobić kolejne show, jak każdy polityk. Wczoraj prywatyzacja, dziś Legia, jutro sprawa in vitro.
EDIT: Dopiero teraz zauważyłem, że dwa dni wcześniej na ten sam temat i podobnie, wypowiedział się Bloger z Krytej.